Forum Sokal  - historia i dzień dzisiejszy miasta i rejonu Strona Główna Sokal - historia i dzień dzisiejszy miasta i rejonu
Odwiedź Sokalszczyznę - rejon w województwie lwowskim
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polacy na Kresach - wypędzenie, osadnictwo

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sokal - historia i dzień dzisiejszy miasta i rejonu Strona Główna -> Historia i dzień dzisiejszy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:07, 04 Cze 2007    Temat postu: Polacy na Kresach - wypędzenie, osadnictwo

Cytat:
Film o Sokalu i okolicach na DVD dla Ciebie

"Sentymentalna podróż do krainy ojców"






Na filmie dvd (w wersji turystycznej) 70 minut poświęcone jest
zabytkom i rozmowom z Ukraińcami
na tematy historyczne w miejscowościach :
Sokal, Zabuże, Tartaków i Komarów.






Zobacz fragmenty filmu :
Sokal i okolice - 2007


Sokal k/Lwowa - intro do filmu:
[link widoczny dla zalogowanych]

Sokal k/Lwowa -cerkiew pw. św.Piotra i Pawła:
[link widoczny dla zalogowanych]

Zabuże k/Sokala - cerkiew pw. św. Michała Archanioła:
[link widoczny dla zalogowanych]


~~~~~~~~~~~~~~

Koszt płyty DVD = 30 zł wraz z kosztami wysyłki

Zamówienia proszę składać pod adresem: ~
[link widoczny dla zalogowanych]

lub telefonicznie: 94-340-60-06






@@@@@@@@@@@@@@

Polacy na Kresach - wypędzenie, osadnictwo, cz. II
Stanisław Kolanowski



Tekst pochodzi z numeru: 10 [98] październik 06
W dniu 17.9.1939 r. rozpoczęła się gehenna polskiej ludności na Kresach Wschodnich RP. W tym dniu RKKA (Roboczo-Krestianska Krasnaja Armia) wkroczyła na ziemie polskie z misją "wyzwoleńczą" ludności zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy spod krwawej polskiej okupacji. Było to usankcjonowane porozumieniem zwanym paktem Ribbentrop - Mołotow (Joachim Ribbentrop- minister spraw zagranicznych hitlerowskiej III Rzeszy, Wiaczesław Mołotow - ludowy komisarz spraw zagranicznych rządu ZSRR), a celem był kolejny rozbiór Polski.

W wyniku wspólnej agresji i porozumienia obu okupantów wyznaczono linię demarkacyjną okupacji obejmującej tzw. Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę, zajętą zaś Wileńszczyznę (powiaty wileńsko-trocki i święciański oraz inne ziemie wraz z Wilnem - ok. 40% woj. wileńskiego z ok. 0,5 mln. mieszkańców) przekazano w wyniku układu z 10.10.1939 r. formalnie niepodległej Republice Litewskiej.

Niemcy na obszarze swojej części okupowanej Polski, a sowieci na swojej rozpoczęli likwidację wszelkich śladów państwowości polskiej i ludzi z tym związanych. Dotyczyło to na terenie okupacji sowieckiej prześladowań urzędników rządowych i samorządowych, nauczycieli, policjantów, oficerów WP (w tym oficerów rezerwy) i ich rodzin, księży, pracowników sądów i administracji przemysłowej, leśników, osadników wojskowych, aktywistów organizacji społecznych, zawodowych, młodzieżowych i religijnych, osób zaliczonych do "klas posiadających" oraz wszystkich, którzy mogli potencjalnie stanowić "zagrożenie" utrzymania polskości ziem kresowych.

Prześladowania miały różne formy - aresztowania, egzekucje i mordy skrytobójcze, wywózki, rabunki z równoczesnym podsycaniem lokalnych antagonizmów narodowych i wyznaniowych i czasowym wykorzystywaniu tak tworzonej atmosfery nienawiści i odwetu dla wzmożenia dolegliwości represji. Według danych Ośrodka KARTA w więzieniach znalazło się ok. 25-37 tys. osób, z czego ok. 7,5 tys. zamordowano, a podczas ewakuacji po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zamordowano ok. 10 tys. (dane te nie obejmują rozstrzelanych w Katyniu i innych obozach jenieckich).

Deportacje do łagrów syberyjskich i części azjatyckiej ZSRR objęły ogółem ok. 1 mln osób, w tym (według różnych danych):

- w lutym 1940 r. - 220-250 tys.

- w kwietniu 1940 r. - 300-320 tys.

- w czerwcu 1940 r. - 240-400 tys.

- w czerwcu 1941 r. - 200-300 tys.

Deportacje objęły nie tylko ludność rodzimą tych ziem, ale również tzw. bieżeńców - uciekinierów spod okupacji niemieckiej (w tym Żydów) - ponad 80 tys. osób (według danych NKWD). Agresja niemiecka na ZSRR przerwała tę akcję wywózek będących w istocie czystkami etnicznymi, dlatego też pewna ilość Polaków pozostała nadal w swoich stronach ojczystych. Dotyczy to głównie ludności wiejskiej oraz osób, które przewidziane były do dalszej wywózki jako "mniej groźne" dla imperialnych interesów Rosji Radzieckiej.

Quasi-państwowe twory
Dla "legalizacji" swoich działań okupanci utworzyli tymczasowe twory quasi-państwowe, nazywając je Zachodnią Białorusią i Zachodnią Ukrainą. Według danych zawartych w opracowaniu prof. Tomasza Strzembosza w polsko-białoruskiej dokumentacji "Zachodnia Białoruś 17.9.1939 - 22.6.1941 - Wydarzenia i losy ludzkie rok 1939" te niby-legalizacyjne działania były następujące:

[...]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:09, 04 Cze 2007    Temat postu: REPRESJE RADZIECKIE NA KRESACH II RZECZYPOSPOLITEJ

Najbardziej masową formą represji były deportacje, choć miały one także wymiar prewencyjny (jako sposób dezintegracji społeczeństwa i pozbawienia go grup przywódczych, elementów niebezpiecznych dla reżymu itp.) i ekonomiczny.

Zasadnicza trudność przy próbie analizy tego problemu wynika z konieczności odwołania się do dokumentów wytworzonych przez radziecki aparat bezpieczeństwa przy nieznajomości mechanizmu określania w nich przynależności narodowościowej ofiar represji. Nie wiadomo, czy funkcjonariusze radzieccy kierowali się deklaracjami represjonowanych, zapisami w ich dokumentach czy własną oceną, a jeśli tą ostatnią, to na czym opartą? Powoduje to konieczność zachowania daleko idącej ostrożności, a uzyskane efekty obarcza dozą niepewności.





1. Narodowościowa struktura deportowanych

Najbardziej masową formą represji były deportacje, choć miały one także wymiar prewencyjny (jako sposób dezintegracji społeczeństwa i pozbawienia go grup przywódczych, elementów niebezpiecznych dla reżymu itp.) i ekonomiczny.





1.1. Pierwsza deportacja

Pierwsza masowa deportacja obywateli polskich w głąb ZSRR nastąpiła w lutym 1940 r. i objęła osadników wojskowych, cywilnych kolonistów oraz służbę leśną. Operacja poprzedzona była działaniami policyjnymi i propagandowo-politycznymi trwającymi od października 1939 r., wymierzonymi głównie w osadników. Ich sens polityczny wyłożył lapidarnie Beria: "członkowie ŤZwiązku Osadnikówť na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi byli wojskowo-policyjną agenturą rządu polskiego i w dalszym ciągu stanowią poważną bazę dla działań kontrrewolucyjnych". W lutym 1940 r. deportowano z tzw. Zachodniej Ukrainy 89062 osoby, a z tzw. Zachodniej Białorusi 50732 osoby, zatem więc łącznie 139794 osoby. Skład narodowościowy tej grupy w momencie deportacji nie jest znany. Natomiast istnieją dokumenty obrazujące strukturę narodowościową tej kategorii zesłańców w połowie 1941 r. Wśród 133658 osób zaliczanych do kontyngentu "osadnicy" zarejestrowano 109223 Polaków (81,7 %), 11720 Ukraińców (8,8 %), 10802 Białorusinów (8,1 %), i 1913 (1,4 %) przedstawicieli innych narodowości. Ponieważ nie wydaje się, by w tym czasie zaszły zjawiska mogące w istotny sposób zniekształcić ową strukturę, można zaryzykować przypuszczenie, iż była ona zbliżona do tej z lutego 1940 r. Wnosić stąd można, że w lutym 1940 r. wywieziono około: 114,2 tys. Polaków, 12,3 tys. Ukraińców, 11,3 tys. Białorusinów oraz blisko 2 tys. przedstawicieli innych narodowości. W ogromnej większości byli to mieszkańcy wsi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:10, 04 Cze 2007    Temat postu: Druga deportacja

1.2. Druga deportacja

Zakres drugiej wielkiej operacji deportacyjnej został określony w uchwale KC WKP(b) z 2 marca 1940 r. Objęła ona rodziny: "byłych oficerów Wojska Polskiego, policjantów, strażników więziennych, żandarmów, pracowników wywiadu, byłych obszarników i fabrykantów oraz wysokich urzędników byłego polskiego aparatu państwowego, represjonowanych i przebywających w obozach jeńców wojennych". W procesie definiowania zasięgu tej deportacji kryterium narodowościowe nie pojawiło się, natomiast w dokumentach dotyczących planowania operacji wielokrotnie odnotowywano skład narodowościowy podlegających represjonowaniu, z czego można wnosić, iż budził on zainteresowanie. W toku wywózki jednak to zainteresowanie już się nie potwierdziło i dokumenty związane z jej przebiegiem nie zawierają w tym względzie żadnych informacji.

Wedle informacji NKWD ZSRR z 7 kwietnia 1940 r. skład narodowościowy przewidzianych do deportacji (ustalony według narodowości represjonowanej głowy rodziny) przedstawiał się następująco:

- w zachodnich obwodach USRR - 25335 osób, w tym 17884 Polaków (70,6 %), 6 321 (25,0%) Ukraińców, 194 Rosjan (0,8%), 768 Żydów (3,0 %), 60 Niemców (0,2 %), 108 innych (0,4 %),
- w zachodnich obwodach BSRR - 28417 osób, w tym 18637 Polaków 65,6 %), 7216 Białorusinów (25,4 %), 279 Ukraińców (1,0 %), 659 Rosjan (2,3 %), 1557 Żydów (5,5 %), 59 Litwinów (0,2 %), 4 Ormian, 6 Niemców,
W sumie zatem przewidywano przesiedlenie 36521 Polaków (67,9 %), 6600 Ukraińców 12,3 %), 853 Rosjan (1,6 %), 2325 Żydów (4,3 %), 66 Niemców (0,1 %), 7216 Białorusinów (13,5 %) i 171 innych (0,3 %).

Dokładniejszy meldunek z przedednia deportacji odnoszący się do zachodnich obwodów Białorusi wskazywał na zamiar wywiezienia 26999 osób, w tym 19811 Polaków (66,7 %), 7239 Białorusinów (24,4 %), 279 Ukraińców (0,9 %), 682 Rosjan (2,3 %), 1618 Żydów (5,5 %), 60 Litwinów (0,2 %), 4 Ormian, 6 Niemców. W ostatnich dniach przygotowań do list wywozowych dopisywano zatem głównie Polaków i ich odsetek w zbiorowości przewidzianych do wywiezienia wzrósł kosztem innych grup narodowościowych. Niestety nie dysponujemy zestawieniem narodowościowym z przedednia deportacji w odniesieniu do Ukrainy.

15 kwietnia Canawa informował, iż z Białorusi deportowano 28112 osób, natomiast z końcowego meldunku Sierowa z 14 kwietnia wiadomo, że z zachodnich obwodów Ukrainy deportowano 31332, a zatem w sumie 59444 osób. Późniejsze informacje zawierają dane różniące się najwyżej o kilkaset osób, zatem liczbę 59,5 tys. można uznać za wiarygodną. Jeśli do przesiedlonych z zachodnich obwodów Ukrainy odnieść tendencję, jaka uwidoczniła się na Białorusi w różnicach między strukturą narodowościową podlegających deportacji na wczesnych etapach planowania i w przededniu wywózki, to można przyjąć, iż wśród deportowanych w kwietniu 1940 r. odsetek Polaków wynosił ok. 69 %, Białorusinów ok. 13 %, Ukraińców ok. 12 %, Żydów ok. 4 %, Rosjan ok. 1,5 %. W stosunku do 59,5 tys. deportowanych dawało to 41,1 tys. Polaków, 7,7 tys. Białorusinów, 7,1 tys. Ukraińców, 2,4 tys. Żydów, 0,9 tys. Rosjan. W dawniejszej literaturze zwykle traktowano tę deportację jako niemal czysto polską w sensie narodowościowym. Opinię tę stopniowo weryfikowała dogłębniejsza analiza narastającego zasobu materiałów pamiętnikarskich. Jednak przytoczone dane radzieckie wskazywałyby, jeśli uznać trafność dokonanych ekstrapolacji, że przewaga Polaków w tej zbiorowości była wyraźnie mniejsza, niż w przypadku deportacji przeprowadzonej w lutym 1940 r.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:11, 04 Cze 2007    Temat postu: Trzecia i czwarta deportacja

Trzecia deportacja

Trzecią w kolejności była deportacja uchodźców wojennych, którzy trafili na ziemie wschodnie w 1939 r. We wrześniu 1939 r. w obawie przed prześladowaniami ze strony Niemców na Kresach Wschodnich znalazła się liczna, licząca prawdopodobnie ok. 300 tys. osób, rzesza uchodźców z województw zachodnich i centralnych, w większości Żydów. Decyzja o wysiedleniu tych "bieżeńców", którym nie pozwolono na powrót do miejsc zamieszkania w ramach akcji wymiany ludności z III Rzeszą i którzy odmówili przyjęcia paszportów radzieckich, zapadła już 2 marca 1940 r. Początkowo akcję planowano jako jednoczesną z deportacją rodzin represjonowanych. Przesunięto ją wszakże z uwagi na trwającą wymianę ludności z Niemcami i przeprowadzono w czerwcu 1940 r. Liczba uchodźców, którzy stali się ofiarą deportacji jest niepewna z uwagi na różnice występujące w dokumentacji radzieckiej. Według danych podanych przez białoruskie i ukraińskie władze NKWD deportowano 22879 osób z Białoruskiej SRR i 57774 osoby z Ukraińskiej SRR, a więc łącznie 80653 osób. W świetle obliczeń opartych o spisy komendantów 57 eszelonów deportacyjnych, wysiedlonych zostało 76246 osób, w tym 52617 osób z zachodnich obwodów Ukrainy (ponad 30 tys. ze Lwowa) i 23629 osób z zachodnich obwodów Białorusi. Ponadto w końcu czerwca aresztowano 16617 osób samotnych (tzw. odinoczek), w tym 9275 na tzw. Zachodniej Ukrainie i 7342 na tzw. Zachodniej Białorusi.

Podobnie jak w przypadku deportowanych w lutym, nie jest znany skład narodowościowy wywiezionych w momencie przeprowadzania operacji, natomiast istnieje dokumentacja mówiąca o nim w odniesieniu do sierpnia 1941 r. Wówczas wśród tzw. spiecpieriesielenców-bieżenców było 64533 Żydów (84,6 %), 8357 Polaków (11,0 %), 1728 Ukraińców (2,3 %), 186 Białorusinów (0,2 %), 119 Niemców (0,2 %) oraz 1396 osób, których narodowość nie została w sprawozdaniach NKWD podana. Jeśli strukturę te przenieść na moment deportacji, to otrzymamy następujące liczby wywiezionych: 68,2 tys. Żydów, 8,9 tys. Polaków, 1,86 tys. Ukraińców, po ok. 160 Białorusinów i Niemców.

Jakkolwiek była to pod względem liczebności druga (po osadnikach i leśnikach) deportacja z ziem II Rzeczypospolitej, to jej wpływ na kształt struktury narodowościowej tych ziem był niewielki, objęła bowiem osoby nie będące stałymi mieszkańcami Kresów Wschodnich.





1.4. Czwarta deportacja

Najtrudniej określić - choćby w przybliżeniu - skład narodowościowy deportowanych z okupowanych przez ZSRR obszarów II Rzeczypospolitej w maju-czerwcu 1941 r. Przeprowadzono wówczas operacje swego rodzaju oczyszczania terenów inkorporowanych do ZSRR w latach 1939-1940, kolejno obejmując nimi zachodnie obwody Ukrainy, Mołdawię, Litwę, Łotwę i Estonię, a następnie zachodnie obwody Białorusi. Operacje te różnił tryb przeprowadzenia, kategorie represjonowanych i status prawny ofiar, co dodatkowo komplikuje analizę.

Z zachodnich obwodów Ukraińskiej SRR w maju 1941 r. deportowano 11093 osoby. Liczba deportowanych z zachodnich obwodów Białoruskiej SRR jest sporna w świetle znanych dokumentów i waha się w granicach 20,3-24,3 tys. osób. O strukturze narodowościowej wywiezionych nic nie wiadomo. Narodowościowa struktura wywiezionych nie jest znana, a o pewnych proporcjach można wnioskować na podstawie kategorii socjalnych, które zostały objęte deportacją. Dane te pozwalają przypuszczać, że większość deportowanych, szczególnie w zachodnich obwodach Białorusi, mogli stanowić Polacy. Z Litewskiej SRR wywiezionych zostało 12,6-13,2 tys. osób, w tym z terenów należących do II Rzeczypospolitej ok. 2,4 tys. osób. Także i w tym wypadku nie wiadomo jaka była struktura narodowościowa wywiezionych. W sumie zatem z obszarów należących przed 1939 r. do państwa polskiego deportowano 34-38 tys. osób. Można przypuszczać, iż liczba Polaków raczej nie przekroczyła 30 tys. osób.

W toku wspomnianych czterech operacji deportacyjnych przymusowo przesiedlono zatem w głąb ZSRR zapewne nie więcej niż 194-195 tys. Polaków, czyli 61-62 % deportowanych. Drugą pod względem liczebności grupę stanowili Żydzi - ponad 70 tys. (co najmniej 22 % wywiezionych), ale stali mieszkańcy Kresów wschodnich stanowili wśród nich zapewne nie więcej niż 5 %. Deportowano także pokaźną liczbę Ukraińców - prawdopodobnie 23-25 tys. oraz Białorusinów - ok. 20 tys., a także po kilka tysięcy Niemców, Litwinów, Rosjan. Podkreślić wszakże należy, iż są to ustalenia w pewnym stopniu oparte na ekstrapolacjach i ocenach szacunkowych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:27, 04 Cze 2007    Temat postu: Narodowościowa struktura aresztowanych i więźniów

Aresztowani

Znana dziś dokumentacja radziecka wskazuje, że od września 1939 r. do maja 1941 r. na tzw. Zachodniej Białorusi aresztowano 42662 osoby, a na tzw. Zachodniej Ukrainie 64478 osób, łącznie zatem 107140 osób. Niestety, nie wiadomo dotąd, jaka była liczba aresztowanych obywateli polskich na Litwie w okresie radzieckiego tam panowania. Tylko w trakcie fali represyjnej w czerwcu 1941 r. aresztowano tam 5664 osoby, ale jest to liczba odnosząca się do terytorium ówczesnej Litewskiej SRR i oczywiście tylko część stanowili obywatele polscy. Z pewnością dotyczyło to 1687 uchodźców z Polski, aresztowanych 15 czerwca 1941 r., ale ci z kolei zapewne nie byli przedwojennymi mieszkańcami Kresów Wschodnich. Niektórzy badacze skłonni są szacować, że w sumie liczba obywateli polskich aresztowanych na całych Kresach wyniosła około 110 tysięcy.

Zestawienia za lata 1939-1941 wskazują, iż na obszarach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi aresztowano w 1939 r. 19382 osoby, w 1940 r. 75448 osób i w 1941 r. 12310 osób. Wśród aresztowanych znalazło się 42948 Polaków (40,1 %), 24186 Ukraińców (22,6 %), 23590 Żydów (22,0 %), 3969 Białorusinów (3,7 %). Należy przy tym odnotować, iż najwyższy odsetek Polacy stanowili w 1939 r. (54,5 %), a w następnych latach zmniejszał się on (38,3 % w 1940 r. i 28,1 % w 1941 r.). Natomiast niewiele mniejszą dynamikę, ale o przeciwnym wektorze wykazywał odsetek Ukraińców, którzy w 1939 r. stanowili 15,6 % aresztowanych, w 1940 r. - 20,7 %, a w 1941 r. aż 45,1 %. Odsetek Żydów wśród aresztowanych najwyższy był w 1940 r. (27,0 %), a Białorusinów w 1939 r. (12,8 %). Można zatem uznać, że ostrze represji w tej formie początkowo skierowane przeciw Polakom (choć niekoniecznie z racji ich przynależności narodowościowej, lecz z uwagi na pełnione role społeczne) przesuwało się stopniowo ku Ukraińcom. Zwraca też uwagę stosunkowo nikły wśród aresztowanych odsetek Białorusinów. Wydaje się być to istotną wskazówka, że skład narodowościowy tej grupy nie może być rozpatrywany w oderwaniu od struktury socjalnej. Wśród aresztowanych najliczniejsze grupy stanowili "byli kułacy, obszarnicy, urzędnicy carscy, kupcy, oficerowie itp.", najemni pracownicy umysłowi (do których zaliczano także lekarzy, nauczycieli, kadrę inżynieryjną) oraz chłopi indywidualni. Białorusini w większej liczbie mogli występować tylko w tej ostatniej grupie.


Skazani

Aresztowani w toku śledztwa najczęściej pozostawali w więzieniach zlokalizowanych na terenie zachodnich obwodów ZSRR, a opuszczali je dopiero w następstwie wyroku sądowego bądź postanowienia Kolegium Specjalnego (OSO) NKWD. Niestety, struktura narodowościowa skazanych nie jest znana, można tylko przypuszczać, że mogła ona być zbliżona do struktury aresztowanych. W okresie okupacji radzieckiej w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi zapadły wyroki sądów i decyzje OSO w stosunku do 38927 osób: 35699 osób skazano na wyroki pozbawienia wolności, a 1208 na karę śmierci. Dane dotyczące aresztowań i wyroków z pewnością nie są kompletne, obejmują bowiem jedynie skazanych na terenie zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi, nie uwzględniają natomiast wyroków i decyzji zapadłych w stosunku do obywateli polskich na innych obszarach ZSRR, a także osób aresztowanych i skazanych przez organy wojskowe. W tym ostatnim przypadku trudno bowiem wyodrębnić liczby odnoszące się tylko do terenów okupowanych przez ZSRR. Nie były to jednak z pewnością liczby w istotny sposób zmieniające obraz całokształtu zjawisk, o których tu mowa. Część aresztowanych i więźniów została wymordowana bez wyroków sądowych lub wbrew ich sentencji. Wiosną 1940 r. na mocy decyzji Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 r., bez wyroku sądowego rozstrzelano 7305 osób przetrzymywanych w więzieniach tzw. Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. W czerwcu-lipcu 1941 w związku z ofensywą niemiecką zwolnionych zostało z więzień kresowych, pozostało tam, bądź zbiegło z nich około 18,5 tys. więźniów (nie wszyscy zapewne byli obywatelami polskimi). W toku akcji ewakuacyjnej zamordowano co najmniej 9,5 tys. osób.

Z meldunku Berii dla Stalina z 1 sierpnia 1941 r. wynika, iż w miejscach odosobnienia na terenie ZSRR znajdowało się wówczas 46694 obywateli polskich, z tego skazanych na pobyt w obozach - 28236 osób, a pozostających w śledztwie - 18358 osób. Według oświadczenia A. Wyszynskiego z 14 października 1941, skazanych i znajdujących się w toku śledztwa obywateli polskich było w ZSRR zdecydowanie więcej - 71481 osób. Z innych źródeł wynika, że w wyniku tzw. amnestii z obozów i więzień zwolniono ponad 76 tysięcy obywateli polskich, a nie objęła ona wszystkich uwięzionych, zwłaszcza spośród przedstawicieli mniejszości narodowych. Ilu ich jednak przebywało w obozach - nie wiadomo. Prawdopodobna wydaje się ocena, iż dotyczyło to nie więcej niż 40 tysięcy osób. Niestety, nie są dotąd znane wiarygodne dane mogące stanowić przesłankę ustaleń odnoszących się do składu narodowościowego tej grupy.

Jeńcy wojenni

Fakt, że w 1939 r. Polacy stanowili 54,5 %, a w okresie styczeń-marzec 1940 r. - 63,3 % aresztowanych ma pierwszorzędne znaczenie dla wyjaśnienia, dlaczego wśród deportowanych w kwietniu 1940 r. Polacy stanowili tylko ok. ?. Drugim czynnikiem kształtującym narodowościowy skład owej deportacji, jednak o wyraźnie mniejszej sile oddziaływania z uwagi na liczebność zbiorowości, była struktura narodowościowa przetrzymywanych w obozach jenieckich, zwłaszcza osób zamieszkałych na Kresach Wschodnich. Według danych pochodzących z końca lutego 1940 r. wśród jeńców obozów specjalnych (Ostaszków, Kozielsk, Starobielsk) Polacy stanowili 98,1 %, Żydzi - 1,1 %, Białorusini - 0,4 %, Ukraińcy - 0,2 %. Wśród jeńców w obozach kozielskim i starobielskim osoby pochodzące z Kresów Wschodnich stanowiły tylko 25 %, a w tej zbiorowości Polacy stanowili 96,0 %, Żydzi - 2,1 %, Białorusini 1,1 %, a inne grupy narodowościowe reprezentowane były śladowo. Wśród więzionych oficerów odsetek pochodzących z Kresów Wschodnich był nieco niższy (24,4 %), a wśród nich Polaków było 96,1 %, Żydów - 1,8 %, Białorusinów 1,1 %, Ukraińców - 0,2 %. Spośród funkcjonariuszy policji i żandarmerii przetrzymywanych w Ostaszkowie Polakami byli wszyscy oficerowie. Tylko wśród szeregowych policjantów było łącznie 0,3 % przedstawicieli mniejszości narodowych. Natomiast struktura narodowościowa wszystkich więzionych w Ostaszkowie była podobna jak w Kozielsku i Starobielsku. Odsetek osób zamieszkałych na ziemiach okupowanych przez ZSRR był w obozie ostaszkowskim znacznie wyższy i według niepełnych danych wynosił 38,1 %. Wyraźnie odmienna była natomiast struktura narodowościowa jeńców przetrzymywanych w obozach przemysłowych. Polacy stanowili wśród nich 71,4 %, Białorusini - 21,1 %, Ukraińcy 3,9 %, Żydzi - 2,8 %.


Podsumowanie

Z powyższych uwag wynika, że liczba obywateli polskich represjonowanych przez władze radzieckie w okresie od września 1939 r. do czerwca 1941 r. wynosiła 402-405 tys. osób (nie licząc jeńców wojennych). Wśród nich 58-59 % stanowili Polacy, 23 % Żydzi, 12 % Ukraińcy, 6 % Białorusini, a resztę przedstawiciele innych narodowości. Jeśli uwzględnić jeńców wojennych przetrzymywanych w Kozielsku, Starobielsku, Ostaszkowie oraz obozach przemysłowych i budowlanych, to liczbę represjonowanych należy podnieść o niemal 38 tys. Odsetek Polaków w tak określonej zbiorowości wynosił ok. 61 %, Żydów - 21,5 %, Ukraińców - 11 %, Białorusinów - 6,6 %.

Wedle informacji przekazanych Stalinowi na mocy dekretu amnestyjnego z 12 sierpnia 1941 r. z miejsc odosobnienia i zesłań zwolniono 356012 obywateli polskich. Wśród nich było 200828 Polaków (56,4%), 90662 Żydów (25,5%), 31392 Ukraińców (8,8%), 27418 Białorusinów (7,7%), 3421 Rosjan (1,0%) i 2291 osób innych narodowości (0,6%). Informacja ta, niezależnie od ścisłości zawartych w niej danych, ma ograniczoną wartość jako materiał porównawczy w stosunku do przedstawionej wcześniej struktury narodowościowej represjonowanych, nie wiadomo bowiem jaka część represjonowanych nie odzyskała wolności i jaki był skład etniczny tej części. Tym bardziej nie sposób ustalić na tej podstawie, jakie straty w okresie przedamnestyjnym poniosły poszczególne grupy narodowościowe mieszkające na Kresach Wschodnich przed wojną. Niemniej jednak potwierdza ona ogólne proporcje miedzy poszczególnymi grupami narodowościowymi wśród represjonowanych


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:29, 04 Cze 2007    Temat postu: Przesiedlenie ludności polskiej z Kresów do Polski

Przesiedlenie ludności polskiej z Kresów Wschodnich do Polski 1944-1947

Druga wojna światowa i lata następujące tuż po jej zakończeniu przyniosły - obok wielu innych dramatycznych zjawisk - na wielką skalę zakrojone, masowe przemieszczenia mieszkańców Europy. Znaczący udział w nich miała ludność polska. Działania wojenne wprawiły w ruch wielotysięczne rzesze Polaków już we wrześniu 1939 r. Znaczną ich część zawierucha wojenna zagnała daleko poza kraj - jedni uciekali przed okropnościami zbrojnego konfliktu, inni chcieli z bronią w ręku walczyć o niepodległość ojczyzny. Masowe deportacje stosowane przez okupantów hitlerowskich i radzieckich wyrywały z ojcowizny setki tysięcy obywateli polskich, potrzeby wojny wymagały przemieszczania wielkich armii i nie mniej licznych zastępów cywilnych pracowników. Wielu ludzi skłaniał do ucieczki z dotychczasowych siedzib terror okupantów, ale i różnych ugrupowań podziemia o nacjonalistycznym charakterze. Zakończeniu wojny towarzyszył nie tylko powrót do domów tych wielotysięcznych rzesz, ale i nowy etap przemieszczeń podyktowanych politycznymi decyzjami zwycięzców. I znów Polska, teraz już w nowych granicach, stała się areną wielkich wędrówek Polaków, Niemców, Żydów, Ukraińców, Białorusinów, a w mniejszej liczbie także przedstawicieli innych narodowości.

Obejmując w 1944 r. władzę w Polsce komuniści opowiadali się za państwem narodowościowo homogenicznym. Uzasadniano to negatywnymi doświadczeniami wewnętrznymi i koniecznością ułożenia na nowo stosunków z sąsiadami. W konsekwencji uwarunkowań zewnętrznych tak rozumiane hasło państwa narodowego sprzęgło się z tendencją do stosowania masowych przesiedleń jako regulatora stosunków narodowościowych.

27 lipca 1944 r. PKWN pod dyktando Kremla zawarł z rządem ZSRR układ o polsko-radzieckiej granicy państwowej, w którym postanawiano przyjąć za podstawę granicy tzw. linię Curzona z pewnymi nieznacznymi korektami na korzyść Polski. Swego rodzaju ilustracją panujących stosunków był fakt, że notyfikacja formalnego uznania PKWN przez rząd radziecki nastąpiła dopiero 1 sierpnia, a więc po podpisaniu wspomnianego układu granicznego i nie mniej ważnego układu o stosunkach między dowództwem radzieckim i administracją polską na terenach uwolnionych spod okupacji niemieckiej.

W następstwie rozstrzygnięcia co do przebiegu wschodniej granicy Polski zapadły decyzje odnoszące się do losów ludności polskiej, ukraińskiej, białoruskiej, litewskiej i żydowskiej zamieszkującej po obu stronach nowego rozgraniczenia. Jakkolwiek nie znamy przebiegu rozmów poprzedzających zawarcie układów między PKWN a rządami Białoruskiej SRR, Ukraińskiej SRR i Litewskiej SRR, to łatwo zauważyć, iż zasadnicze rozstrzygnięcia były identyczne i zapewne wynikały z decyzji Moskwy. Ustalenie szczegółów w odniesieniu do porozumienia polsko-ukraińskiego i polsko-białoruskiego nie wywołało większych trudności i oba te niemal jednobrzmiące układy zostały podpisane w Lublinie 9 września 1944 r. Układ polsko-litewski podpisano wprawdzie kilkanaście dni później - 22 września 1944 r. - ale w brzmieniu niemal identycznym jak układy z 9 września (różnice dotyczyły, co oczywiste, obszaru geograficznego obowiązywania układu, a także terminów realizacji operacji przesiedleńczej i rozmieszczeniem urzędów przesiedleńczych).

Wszystkie trzy układy regulowały zarówno sprawy przesiedlenia ludności do Polski, jak i z Polski do odpowiednich republik radzieckich. Przesiedlenie miało być całkowicie dobrowolne. Układy rozstrzygały, iż obejmie ono Polaków i Żydów będących do 17 września 1939 r. obywatelami polskimi, którzy wyrażą ustnie bądź na piśmie taką chęć i w stosunku do których wyrażona zostanie zgoda stron układów. Wraz z przesiedlającymi się mogły wyjechać ich rodziny (współmałżonkowie, rodzice, dzieci, wnuki i wychowankowie, a także inni domownicy, o ile prowadzili z przesiedlającymi się wspólne gospodarstwo domowe). Dorośli członkowie rodziny oraz dzieci od lat 14 wyrażali swą wolę przesiedlenia indywidualnie. Otwarta pozostała natomiast kwestia kryteriów decydujących o narodowościowej przynależności poszczególnych osób. Rychło miało się okazać, iż stronie polskiej niesłychanie trudno było doprowadzić do pomyślnego rozstrzygnięcia zrodzonych na tym tle sporów.

Umowy z Ukrainą i Białorusią przewidywały, iż od 15 września do 15 października 1944 r. przeprowadzona zostanie rejestracja chcących się przesiedlić, a sama operacja transferu potrwa od 15 października 1944 r. do 1 lutego 1945 r. W umowie z Litwą terminy te ustalono odmiennie: rejestracja miała trwać od 1 października do 31 grudnia 1944 r., a przesiedlenie od 1 grudnia 1944 r. do 1 kwietnia 1945 r.

Przesiedlającym się miano anulować wszelkie zaległości w dostawach w naturze, podatkach pieniężnych i opłatach ubezpieczeniowych oraz zapowiadano zwolnienie ich w miejscu nowego osiedlenia z opłat podatkowych i ubezpieczeniowych na 1944 i 1945 r. Nadto układy przewidywały, że jeżeli przesiedlający się przekaże opuszczanemu państwu plony, to w miejscu osiedlenia otrzyma je w identycznej wielkości. Przesiedleńcy mieli otrzymać na zagospodarowanie się pożyczki w wysokości 5 tys. złotych do spłaty w ciągu 5 lat. PKWN zobowiązywał się przydzielić na zasadach ogólnych, przewidzianych przepisami o reformie rolnej, przesiedleńcom-rolnikom ziemię.

Przesiedleńcy mogli zabierać ze sobą odzież, obuwie, bieliznę, pościel, produkty żywnościowe, sprzęty domowe, wiejski inwentarz gospodarczy i inne przedmioty domowego użytku o łącznej wadze do 2 ton na rodzinę, a także bydło i ptactwo domowe. Fachowcom przyznawano również prawo do przedmiotów niezbędnych do wykonywania ich zawodu. Zakaz wywozu obejmował natomiast gotówkę powyżej 1000 rubli na osobę, złoto i platynę w stopach, proszku i złomie, nie obrobione kamienie szlachetne, kolekcje dzieł sztuki oraz oddzielne egzemplarze jeśli nie stanowiły własności rodziny przesiedlanego, broń (poza strzelbami myśliwskimi) i rynsztunek wojskowy, meble, samochody i motocykle, fotografie (poza zdjęciami osobistymi), plany i mapy. Pozostawiany dobytek winien zostać być opisany i oszacowany, a jego równowartość zwrócona przesiedlanym zgodnie z przepisami obowiązującymi w kraju osiedlenia. Kontrola wywożonego dobytku miała być zasadniczo prowadzona metodą reprezentacyjną.

Przewozem przesiedleńców umowy obarczały odpowiednie republiki radzieckie, a koszty transportu miały być rozłożone odpowiednio na strony układów. Po zakończeniu przesiedleń zapowiadano rozliczenie poniesionych kosztów oraz pozostawionego mienia i rozrachunek w naturze lub pieniądzu.

Układy ustanawiały odpowiedni aparat instytucjonalny do przeprowadzenia przesiedleń w postaci pełnomocników stron na terytorium partnera układu i przedstawicieli stron na ich terytorium własnym oraz określały ich kompetencje. Uszczegółowienia regulacji odnoszących się do trybu działania aparatu przesiedleńczego i realizacji przesiedleń dokonały odpowiednie instrukcje wykonawcze. W poszczególnych republikach radzieckich powołani zostali polscy pełnomocnicy: w Łucku dla USRR, w Baranowiczach dla BSRR i w Wilnie dla LSRR. Ich partnerami byli główni przedstawiciele rządów USRR, BSRR i LSRR, którzy posiadali swe siedziby w tych samych miejscowościach. Po stronie polskiej całością prac związanych z przesiedleniami kierował Główny Pełnomocnik PKWN do spraw Ewakuacji. Po utworzeniu Rządu Tymczasowego RP, a później Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej nazwa tego urzędu ulegała stosownym zmianom. Po włączeniu do jego kompetencji także repatriacji ludności polskiej z głębi ZSRR i z innych państw ostatecznie w sierpniu 1945 r. przyjęto nazwę Urząd Generalnego Pełnomocnika Rządu do spraw Repatriacji, wyodrębniając w nim Urząd do Spraw Repatriacji Obywateli Polskich z ZSRR oraz Urząd do Spraw Repatriacji Obywateli Polskich z Zachodu. Generalnemu Pełnomocnikowi podlegały także urzędy przedstawicieli rządu do spraw ewakuacji ludności ukraińskiej, litewskiej i białoruskiej, a od 1946 r. Główny Delegat do spraw Repatriacji Ludności Niemieckiej. W ten sposób w urzędzie tym skupiona została całość problemów związanych z migracjami zewnętrznymi ludności z Polski i do Polski, a z racji podporządkowania mu PUR - także z przemieszczeniami w obrębie państwa polskiego. Głównym a następnie Generalnym Pełnomocnikiem był Władysław Wolski, po włączeniu PUR do Ministerstwa Administracji Publicznej mianowany podsekretarzem stanu w tym ministerstwie. On właśnie przez cały okres trwania masowych ruchów ludności skupiał w swym ręku kierownictwo polityki państwowej w tym zakresie.

Układy o transferze ludności między Polską a Białorusią, Litwą i Ukrainą ustaliły także utworzenie terenowych placówek obu stron. Na obszarze Litwy urzędy rejonowych pełnomocników i przedstawicieli usytuowane zostały w Duksztach, Ignalinie, Święcianach, Podbrodziu, Landwarowie, Jaszunach, Druskiennikach, Rzeszy, Szumsku, Trokach, Wilnie, Nowej Wilejce, Rudziszkach, Druskiennikach i Olkiennikach. W Ukraińskiej SRR siedzibami rejonowych pełnomocników były: Kowel, Włodzimierz, Rawa Ruska, Lwów, Sambor, Drohobycz, Stryj, Chodorów, Stanisławów, Tarnopol, Kamionka Strumiłowa i Czortków. Tylko na Białorusi nie zastosowano podziału na pełnomocnictwa rejonowe, lecz okręgowe, obejmujące swym zasięgiem przedwojenne polskie powiaty. Urzędy pełnomocników (i przedstawicieli) okręgowych znajdowały się w Brześciu, Berezie Kartuskiej, Grodnie, Kobryniu, Lidzie, Pińsku, Prużanie, Słonimiu i Wołkowysku.

Po zachodniej stronie granicy polski aparat przesiedleńczy tworzył Państwowy Urząd Repatriacyjny. PUR powołany został na mocy dekretu PKWN z 7 października 1944 r. Podporządkowany był bezpośrednio prezydium PKWN i Komitet mianował jego dyrektora. W pierwszych miesiącach działania Urząd wyrastał na swoiste ministerstwo do spraw migracji, czemu sprzyjał fakt, iż początkowo jego dyrektorem był Władysław Wolski. Wraz z objęciem przez Wolskiego funkcji wiceministra administracji publicznej, dyrektorem PUR mianowany został w kwietniu 1945 r. Michał Sapieha, a po jego ustąpieniu w 1948 r. Mścisław Olechnowicz, który już zresztą wcześniej z uwagi na stan zdrowia Sapiehy faktycznie kierował urzędem. W przeciwieństwie do Wolskiego nie byli to już działacze polityczni, lecz urzędnicy, co niezależnie od ich kompetencji i cech osobowych musiało pomniejszać rolę dyrektora Urzędu. W wyniku reorganizacji dokonywanych w ciągu 1945 r. rola PUR uległa istotnej zmianie. Wprawdzie dekret z 7 maja 1945 r. rozszerzył zakres działania PUR o migracje wewnętrzne, powierzając mu organizowanie "powrotu wysiedlonych przez niemieckiego okupanta do poprzednich miejsc zamieszkania" oraz "przesiedlenia na tereny odzyskane ludności z innych okręgów państwa polskiego", ale równocześnie podporządkował Urząd Ministrowi Administracji Publicznej (którym był wówczas działacz PPR Edward Ochab), czyniąc go w ten sposób tylko jednym z ogniw resortu. Wobec utworzenia urzędu Generalnego Pełnomocnika Rządu do spraw Repatriacji rzeczywiste znaczenie PUR zostało jeszcze poważniej ograniczone. Zajmował się on tylko organizowaniem transportu migrantów i opieką nad nimi w granicach kraju. Wszelkie inne działania leżały w kompetencji Generalnego Pełnomocnika. Sytuację komplikował dodatkowo fakt, iż po utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej resort administracji publicznej kierowany był przez Władysława Kiernika z PSL, co wprzęgało kwestię kierowania procesami migracyjnymi w ostrą walkę polityczną. Efektem tego było włączenie PUR do Ministerstwa Ziem Odzyskanych na podstawie dekretu o zarządzie Ziem Odzyskanych z 13 listopada 1945 r.

Na ziemiach dawnych PUR tworzył oddziały wojewódzkie obejmujące swym zasięgiem działania województwo, na nowo przyłączonych ziemiach zachodnich i północnych - oddziały okręgowe, obejmujące po kilkanaście powiatów, z tym jednak iż część tych terenów podporządkowano oddziałom wojewódzkim w Białymstoku, Katowicach i Poznaniu. Stopniowo dopiero, w drodze kolejnych zmian struktura organizacyjna PUR na tych terenach oparta została na ustanowionym tam podziale administracyjnym. Niższy szczebel systemu organizacyjnego PUR stanowiły oddziały powiatowe.

Szczególną rolę w bezpośredniej realizacji przemieszczeń ludności odgrywały punkty etapowe PUR. Istniały cztery ich rodzaje: a) punkty wlotowe usytuowane na granicy lub w bezpośredniej jej bliskości, których zadaniem było powitanie przybywających rodaków i udzielenie im pierwszej pomocy materialnej i finansowej, a przede wszystkim żywnościowej; b) punkty przelotowe, położone wzdłuż linii kolejowych, nastawione przede wszystkim na zaopatrywanie transportów w żywność i czuwanie nad w miarę możliwości sprawnym kierowaniem transportów do miejsc przeznaczenia; c) punkty przeładunkowe, na których dokonywano przeładowania transportów z taboru szerokotorowego na normalnotorowy, d) punkty docelowe, na których transporty miały być rozładowywane, a przesiedleńcy oczekiwać mieli na skierowanie do właściwych miejsc osiedlenia. Wedle stanu na 31 sierpnia 1945 r. PUR posiadał 259 punktów etapowych o łącznej pojemności 141221 osób.

Rejestracja kandydatów do wyjazdu, przewidziana w układzie na okres od 15 października do 1 grudnia 1944 r., rozpoczęła się dopiero 28 grudnia i początkowo objęła jedynie Wilno, a formalnie zakończyła się 11 marca 1945 roku. Jednak dopiero w styczniu i lutym udało się uruchomić punkty rejestracyjne w innych miejscowościach. Uzgodniono, że rejestracja będzie tam trwała przez dwa miesiące od pierwszego dnia zapisów. Do 10 marca 1945 spośród szacowanej na 103 tys. polskiej ludności Wilna zarejestrowało się 102348 osób, czyli ponad 99 %. Poza Wilnem do 15 marca 1945 r. zarejestrowało się jedynie 58636 osób. Wobec zaistniałej sytuacji strona polska podejmowała usilne zabiegi o przedłużenie akcji i nie chciała przerywać rejestracji. Dopiero jednak rozmowy ministra Modzelewskiego z Ludowym Komisarzem Spraw Zagranicznych LSRR Rotomskisem przeprowadzone w Moskwie przyniosły 1 maja przedłużenie akcji przesiedleńczej do 1 sierpnia 1945 r. Wznowiono w związku z tym rejestrację i rozwinięto polską propagandę na rzecz wyjazdów do Polski. 1 czerwca liczba zarejestrowanych osób sięgnęła 341 tys. Do Polski wyjechało jednak do 1 czerwca jedynie 27030 osób. Terminy zakończenia rejestracji i przesiedlenia były jeszcze kilkakrotnie przesuwane. W Wilnie, Nowych Święcianach, Podbrodziu rejestracja trwała do 19 lub 20 września 1945 r., w Ignalinie nawet do 30 września. Bilans liczbowy przesiedlenia w 1945 r. nie jest jednoznaczny. Według jednych danych do 1 grudnia zarejestrowane na wyjazd do Polski były 350432 osoby, ale przesiedlono tylko niewielką ich część - 66408 osób. Inne dokumenty wskazują jednak, że do 31 grudnia zarejestrowano tylko 341974 osoby, a przesiedlono 73050. Pod koniec 1945 r. rozpoczęły się znowu rozmowy polsko-litewskie, zakończone podpisaniem 10 grudnia 1945 r. protokołu uzupełniającego do układu z 22 września 1944 r. Ostateczny termin zakończenia akcji przesiedleńczej wyznaczono na 15 czerwca 1946 r. Litwa ogłosiła 20 grudnia komunikat, zapowiadając wznowienie rejestracji, która miała trwać do końca stycznia 1946 r. Nowa rejestracja rozpoczęła się jednak dopiero w marcu. W okresie od 20 marca do końca maja zarejestrowano 51683 osoby. W wyniku starań polskich na początku czerwca jeszcze raz wznowiono prace, rejestrując do połowy czerwca dalszych 9990 osób. Ogółem do 1 lipca 1946 r. w LSRR zarejestrowano 382364 osoby, spośród których przesiedlono 158540. W sumie w toku całej akcji zarejestrowało się na wyjazd do Polski 383135 osób (wedle innych danych 379498 osób), a wyjechało 197156 (wedle innych danych 171158 osób), czyli tylko 45,1 % (czy też 51,5 %) chcących się przesiedlić. Dla Wilna odsetek ten sięgnął 80 %, ale dla dawnego województwa wileńskiego 31,3 %, a dla tzw. Litwy Kowieńskiej ledwie 8,3 %. Jesienią 1946 r. pełnomocnik Jan Szkop podjął jeszcze raz starania o przedłużenie operacji, wszelako tym razem już nie udało się tego osiągnąć - Litwini ostatecznie uznali przesiedlenie za zakończone i przystąpili do likwidacji polskich placówek. Ostatnie transporty, tzw. likwidacyjne, odeszły w listopadzie i grudniu 1946 r. Strona polska oceniała, że pozostało jeszcze do przesiedlenia niemal 219 tys. osób, w tym ponad 49 tys. dawnych obywateli litewskich, którzy otrzymali już karty ewakuacyjne, ale nie uzyskali zezwolenia na wyjazd. Później do urzędu polskiego pełnomocnika w Wilnie napływały jeszcze podania o umożliwienie wyjazdu do Polski członkom rozdzielonych rodzin, ale tylko w części tych wypadków osiągnięto pomyślne rozwiązania.

Strona litewska zdecydowanie nastawiona była na zminimalizowanie odpływu ludności wiejskiej, zarówno posiadaczy gospodarstw rolnych, jak i robotników rolnych, zasadnie obawiając się wyludnienia niektórych rejonów i spadku produkcji rolniczej. Żądanie wykazania się dokumentami potwierdzającymi polska narodowość uderzało przede wszystkim właśnie w ludność wiejską. Domaganie się, wbrew umowie z 1944 r., zapłacenia zaległych podatków czy uiszczenia świadczeń w naturze także skierowane było głównie przeciw przesiedleńczym tendencjom nurtującym polska ludność na wsi. Litwini nie cofali się zresztą i przed otwartymi groźbami wobec rejestrujących się Polaków, strasząc ich aresztowaniami bądź deportacjami.

Cieniem na przebieg operacji przesiedleńczej kładły się prześladowania członków polskiego podziemia, a zwłaszcza żołnierzy Armii Krajowej, których wielka liczba jeszcze w 1944 r. trafiła do więzień i obozów radzieckich. Ich los, żywo interesujący nie tylko rodziny, był jednym z istotnych czynników wpływających na postawy ludności polskiej i jej podatność na apele władz polskich o rejestrowanie się, a następnie zgłaszanie do wyjazdu. Przedmiotem represji, których kulminacja przypadła na grudzień 1944 r., była także ludność cywilna, głównie w Wilnie, często osoby zupełnie przypadkowo zatrzymane na ulicy. Bez wątpienia wysoce negatywny wydźwięk miały też radzieckie represje spadające na pracowników urzędów polskich pełnomocników, a zwłaszcza aresztowanie i skazanie za działalność konspiracyjną głównego pełnomocnika w Wilnie Stanisława Ochockiego.

Pod wieloma względami odmiennie rysuje się zagadnienie wyjazdu ludności polskiej z zachodnich obwodów Ukraińskiej SRR. Sytuację tej ludności, a w poważnej mierze także stanowisko wobec niej władz ukraińskich, zdeterminowały stosunki polsko-ukraińskie w okresie wojny. Ukraińscy nacjonaliści rozwinęli antypolski terror, krwawo pacyfikując polskie wsie, dopuszczając się na Polakach mordów, niejednokrotnie niezwykle okrutnych. Cel tych działań był jednoznacznie określony: wyrugowanie polskości z ziem uznawanych za ukraińskie. Jeszcze w trakcie trwania okupacji niemieckiej zjawiska te wywołały falę migracyjną ze wsi do miast, gdzie zagrożenie było mniejsze, oraz na zachód, do części Generalnego Gubernatorstwa obejmującej ziemie etnicznie polskie. Po likwidacji okupacji niemieckiej aktywność nacjonalistycznego podziemia ukraińskiego była nadal wysoka i w dużej mierze kierowała się przeciw ludności polskiej, co znajdowało swój wymiar propagandowy, jak i czysto fizyczny: Polacy, zwłaszcza na wsi, nadal żyli w stanie ciągłego zagrożenia. Radzieckie władze Ukrainy podjęły działania represyjne przeciw Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA, ale nie były one w żaden szczególny sposób nastawione na obronę ludności polskiej, a wykorzystywanie Polaków do działań przeciw ukraińskiemu podziemiu podsycało konflikt. Równocześnie zresztą przedmiotem represji byli także Polacy. Czynniki kierownicze USRR nastawiły się na możliwie szybkie i szerokie usunięcie ludności polskiej ze swego terytorium. Naciski władz ukraińskich w pierwszych miesiącach po podpisaniu umowy były tak silne, że zagrażały wręcz możliwościom strony polskiej i wywołały interwencję Bolesława Bieruta u Stalina w celu ograniczenia transferu ludności przed wyzwoleniem całego terytorium państwa polskiego spod okupacji niemieckiej. Oczywiście zdarzały się odstępstwa od tej ogólnej tendencji, w niektórych rejonach utrudniano rejestrację i sam wyjazd, a władze ukraińskie bynajmniej nie były gotowe zaakceptować każdej deklaracji wyjazdowej i dopuścić do przesiedlenia wszystkich, którzy sobie tego życzyli. W dokumentach archiwalnych znaleźć można wiele śladów represji spadających na ludzi w oczywistym związku ze zgłoszeniem przez nich bądź ich rodziny chęci wyjazdu do Polski. Na porządku dziennym były też przypadki łamania umów przesiedleńczych poprzez egzekwowanie obciążeń podatkowych i rozmaitych dostaw w naturze (w części formalnie dobrowolnych zobowiązań, od których uchylenie się było praktycznie niemożliwe), a nawet nakładanie nowych, niejednokrotnie bardzo dotkliwych w swym wymiarze. Przewlekano też dość powszechnie procedury szacowania mienia nieruchomego przesiedleńców, starając się nie dopuścić do ich sfinalizowania.

Problem kryteriów narodowościowych na Ukrainie nie nasuwał tego rodzaju problemów, jak na Litwie. Podczas okupacji hitlerowskiej w wyniku specyficznej polityki niemieckiej oraz działań ukraińskich czynników politycznych nastąpiło na masową skalę jednoznaczne samookreślenie się, nad którym nie sposób było przejść do porządku dziennego i którego ani strona polska, ani władze ukraińskie w zasadzie nie kwestionowały.

Bez wątpienia największe rozmiary osiągnęło przesiedlenie z Ukrainy w 1945 r. Wedle danych polskich przemieszczono wówczas 511877 osób, w tym 39,9 % mieszkańców miast i 60,1 % mieszkańców wsi. Łącznie do 1 listopada 1945 r. z Ukrainy przesiedlono 534506 osób, tj. 75 % wówczas zarejestrowanych. Potwierdzały to obliczenia ukraińskie, wedle których od rozpoczęcia przesiedleń do 25 października 1945 r. wyjechało do Polski 513041 osób. Do 1 lipca 1946 r. ogółem na Ukrainie zarejestrowano 854809 osób deklarujących wolę przesiedlenia się do Polski, z czego wyjechało już 772 564 (40 % z miast, 60 % ze wsi), tj. 90,4 % zarejestrowanych. W 1946 r. przesiedlenie objęło 158475 osób, wśród których ludność miejska stanowiła 49 %, a ludność wiejska 51 %.

Stosunkowo najmniej wiadomo o przebiegu przesiedlenia z Białorusi. Również tam nastąpiło znaczne opóźnienie rozpoczęcia całej operacji. Urząd polskiego pełnomocnika w Baranowiczach zaczął działalność dopiero w grudniu 1944 r. Do 10 lutego 1945 r. zarejestrowano 106 tys. osób pragnących wyjechać do Polski, w tym 860 osób narodowości żydowskiej. Według stanu na 15 kwietnia 1945 r. zarejestrowane były 231152 osoby, ale przesiedlono dopiero nieznaczną ich część - ledwie 24769 osób. Po przedłużeniu terminu rejestracji do 1 maja 1945 r. zapisy były kontynuowane i objęły w sumie 384 tys. osób. Później liczba ta wzrosła już w niewielkim stopniu i 15 września 1945 r. wyniosła 387199 osób - najwięcej w okręgach Grodno (98985 osób), Wilejka (75901 osób), Głębokie (60064 osoby) oraz Nowogródek (50113 osób). Wyjechały do tego czasu do Polski 105583 osoby, tj. 31,7 % zarejestrowanych. Największy strumień przesiedleńców płynął z okręgów Grodno (23082 osoby) i Wołkowysk (14385 osób). Z tego ostatniego oraz z okręgu brzeskiego przesiedlono najwyższy odsetek zarejestrowanych (ponad 68 %), podczas gdy z okręgów o największej liczbie zarejestrowanych wyjechało stosunkowo mniej osób: z Grodna 23,3 %, z Nowogródka 20,6 %, z Wilejki 13,4 %, a z Głębokiego zaledwie 9,8 % zarejestrowanych. A pamiętać trzeba, iż na Białorusi właśnie zbyt krótkie terminy rejestracji przy poważnych trudnościach komunikacyjnych i słabo funkcjonującej informacji w szczególnie znaczącym stopniu wpłynęły na fakt, iż duża część ludności polskiej w ogóle nie została ujęta w rejestrach przesiedleńczych. Władze białoruskie zdecydowanie niechętnie odnosiły się natomiast do zgłaszanych przez stronę polską postulatów przedłużania rejestracji. Podpisany w listopadzie 1945 r. protokół uzupełniający do układu z 1944 r. spowodował wprawdzie wznowienie rejestracji, ale na bardzo krótki okres, który kończył się już 15 stycznia 1946 r. Mimo to zarejestrowała się wówczas znaczna część Polaków. Wedle polskich zestawień ujmujących stan po zakończeniu tej rejestracji zapisano łącznie 520355 osób, w tym 515065 Polaków i 5290 Żydów, najwięcej w okręgach Grodno (143300 osób), Wilejka (98269 osób), Nowogródek (74525 osób) i Głębokie (72418 osób). Tak więc w okresie ponownej rejestracji po podpisaniu protokołu uzupełniającego w spisach przesiedleńczych znalazło się ponad 25 % zarejestrowanych, co dowodnie wskazywało na ograniczony zasięg pierwszej rejestracji. Przesiedlono do tego czasu 136949 osób, tj. 26,9 % zarejestrowanych. Największy odsetek zarejestrowanych wyjechał z Brześcia (70,1 %) i Pińska (60,5 %), a więc z okręgów, w których zarejestrowano stosunkowo mało chętnych do wyjazdu. Natomiast z Grodna wyjechało 20,4 % zarejestrowanych, z Wilejki 16,8 %, z Nowogródka 27 %, z Głębokiego 14,6 %.

Zgodnie z protokołem uzupełniającym wszystkie prace związane z przesiedleniem ludności z Białorusi miały być zakończone do 15 czerwca 1946 r. Termin ten został w zasadzie dotrzymany, bowiem później przesiedlono już niewielkie grupy ludności: do końca 1946 r. - 5097 osób, a w 1947 r. - 2090 osób. Strona radziecka uznawała za podlegające przesiedleniu 535284 osoby, z których w całym okresie prac przesiedleńczych zarejestrowało się na wyjazd 496240 osób. Statystyki polskie wykazywały wyższe liczby zarejestrowanych, ale równocześnie zawierały poważne sprzeczności. Zestawienia uwzględniające stan z 1 lipca 1946 r. informowały, że na terenie BSRR zarejestrowano 499648 kandydatów na wyjazd do Polski. Była to więc liczba wyższa od danych radzieckich, ale równocześnie aż o 20,7 tys. mniejsza od podawanej w zestawieniach ze stycznia 1946 r. Trudno wyjaśnić źródła tych rozbieżności, zresztą nie jedynych w statystyce przesiedleńczej. Jeśli jednak odnieść dane zestawienia lipcowego do końcowych wyników przesiedlenia z Białorusi, to uznać je wypadnie za zaniżone.

W przypadku przesiedlenia z Białorusi szczególnie ostro występowała kwestia rozstrzygnięcia przynależności narodowościowej. Strona polska, podobnie jak w odniesieniu do Litwy i Ukrainy, stała na stanowisku respektowania samookreślenia narodowego jako głównej zasady porządkującej stosunki narodowościowe, a w wypadkach wątpliwych proponowała przyjmowanie zeznań świadków i uwzględnianie kryteriów zobiektywizowanych, przede wszystkim językowych. Napotykało to zdecydowany opór strony białoruskiej, która pragnęła oprzeć rozstrzygnięcia narodowościowe na dokumentach osobistych ludności, a więc podobnie jak na Litwie. Stanowiło to rozwiązanie w oczywisty sposób niekorzystne dla ludności polskiej zamieszkałej na Białorusi, było bowiem dla jej znacznego odsetka - zwłaszcza dla mieszkańców wsi stanowiący wśród Polaków większość - było po prostu niemożliwe wylegitymowanie się odpowiednimi dokumentami. Nie ulega wątpliwości, iż czynniki radzieckie musiały sobie z tego zdawać sprawę i ich stanowisko w tej materii było wyrazem ogólniejszego podejścia do problemu przesiedlenia. Jakkolwiek właśnie na Białorusi znaczny był odsetek ludności określającej się mianem "tutejszych”, a więc nie poczuwającej się jednoznacznie ani do polskiej, ani do białoruskiej wspólnoty narodowej, to zarazem trudno było zaprzeczyć, iż mimo strat wojennych liczba zadeklarowanych Polaków była daleko większa niż liczba przesiedlonych. Szczególnie negatywnie na skali przesiedlenia z Białorusi zaciążyło - jak się zdaje - dążenie władz radzieckich do ograniczenia odpływu ludności wiejskiej, a ta właśnie na Białorusi stanowiła szczególnie wysoki odsetek, zaś wielkich polskich ośrodków miejskich - tej miary co Lwów na Ukrainie i Wilno na Litwie - skąd wyjechać było stosunkowo najłatwiej, po prostu nie było. Władze białoruskie starały się ograniczać akcję informacyjną polskich pełnomocników i utrudniały rejestrację ludności pragnącej wyjechać do Polski. Od przesiedlających się Polaków żądano też uregulowania zobowiązań finansowych i rzeczowych oraz przewlekano w nieskończoność procedury opisywania pozostawianego przez nich mienia. Miarą niechętnego przesiedleniu stanowiska był zakaz tworzenia terenowych oddziałów ZPP, który na dawnych kresach zajmował się przede wszystkim problematyką przesiedleń.

Przesiedlenie odbywało się w szczególnie trudnych warunkach ostatnich miesięcy wojny i pierwszych kilkunastu miesięcy pokoju. Po obu stronach nowej granicy zniszczenia wojenne były ogromne, życie społeczne dopiero się odbudowywało, systemy administracyjne i gospodarcze były niewydolne. Brakowało niemal wszystkiego: od podstawowych artykułów codziennego użytku po kadry fachowców. Wiele dziedzin życia - w tym tak newralgiczne jak transport, łączność, aprowizacja - podporządkowanych było najpierw toczącym się jeszcze działaniom wojennym, następnie powrotnym przemieszczeniom mas zwycięskich armii. Poważnie utrudniało to normalne funkcjonowanie państwa i gospodarki, a co dopiero podejmowanie tak gigantycznych przedsięwzięć jak przesiedlenia wielusettysięcznych rzesz. Wszystkie te zjawiska w sposób zasadniczy musiały wpłynąć na przebieg transferu ludności polskiej ze wschodu, nadając mu często dramatyczny wymiar, powodując wiele cierpień i ofiar.

Szczególnie w pierwszych miesiącach masowej akcji przesiedleńczej, wiosną 1945 r. zdecydowanej woli przemieszczenia setek tysięcy ludzi towarzyszył ogólny chaos i brak rozwiązania podstawowych kwestii. O ile w końcu 1944 r. i w pierwszym kwartale roku następnego przesiedlenie przybrało bardzo ograniczony zakres, to następne kwartały miały w zamierzeniu decydentów przynieść umasowienie akcji. 13 lutego Rada Ministrów podjęła na wniosek PUR uchwałę stwierdzającą, "że należy natychmiast przystąpić do masowej repatriacji ludności polskiej bez względu na trudności związane ze zniszczeniem kraju przez wojnę". o natychmiastowej realizacji umów wrześniowych. Zdecydowano się na jak najszybsze rozpoczęcie akcji i nadanie jej szerokiego zakresu, mimo że zdawano sobie sprawę ze wszystkich istniejących ograniczeń i trudności, praktycznie uniemożliwiających przeniesienie (w czasie wojny!) setek tysięcy ludzi o kilkaset kilometrów w ciągu paru miesięcy. Z takiego nastawienia musiało wyniknąć wiele problemów, bezpośrednio rzutujących na los przesiedlanych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:52, 04 Cze 2007    Temat postu: Kresy Wschodnie - Zaniedbane, poniżone, zdradzone

Rozmowa z pania docent, dr. Dora Kacnelson,

Grażyna Dziedzińska



Panią docent dr Dorę Kacnelson, Żydówkę z Drohobycza na ziemi lwowskiej, poznałam podczas tegorocznej uroczystości wręczenia jej orderu "Polonia Mater Nostra Est" za pomoc Polakom na dawnych polskich Kresach Wschodnich i za próby tworzenia mostów między Polakami a Żydami.

W wypowiedzi pani Dory uderzyło mnie ogromne umiłowanie Kresów, a zarazem wielkie zatroskanie i gorycz z powodu coraz mniejszego zainteresowania kresowiakami ze strony polskich oficjeli. Pani Dora zarzuciła im również brak reakcji na szkalowanie żołnierzy Armii Krajowej i w ogóle polskich mieszkańców tamtych terenów, przy jednoczesnym uniżonym stosunku do władz ukraińskich i litewskich.





Wierna wieszczom i powstańcom

Naszą laureatkę bezsprzecznie można uznać za typową kresowiankę. Pogodna, ciepła, gościnna, mówiąca z tym cudownym zaśpiewem; kiedy trzeba, uparcie dążąca do celu, głęboko wrażliwa na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość. Urodzona w 1921 r. w Białymstoku jako córka Basewy i Barla Kacnelsonów, którzy uciekli z Rosji przed Sowietami do wolnej już Polski, uczęszczała do białostockiej szkoły powszechnej, w której kultywowano pamięć wieszczów i bohaterów powstań narodowych.

- Organizowałyśmy - wspomina pani Dora - wspólnie z koleżankami wieczorki, śpiewałyśmy piosenki żołnierskie z czasów powstań i inne patriotyczne, recytowałyśmy wiersze Mickiewicza i Słowackiego. Mojej miłości do wielkiej polskiej poezji romantycznej i do bohaterów powstań narodowych pozostałam zawsze wierna. Od 1946 r. piszę o Mickiewiczu, zwłaszcza o jego koncepcji folkloru słowiańskiego, odszukuję w archiwach Lwowa, Wilna, Syberii pamiętniki, listy i notatki patriotów, świadczące o dużym wpływie wieszcza Adama na ich umysły.

Po 1939 r., kiedy Białystok był okupowany przez wojska sowieckie, Dora Kacnelson znalazła się wraz z rodzicami w Leningradzie. Rozpoczęła studia na Uniwersytecie Leningradzkim, na wydziale filologii rosyjskiej. Po studiach doktoranckich z polskiej literatury i po obronie doktoratu (1946-49) "Mickiewicz a twórczość ludowa", została skierowana przez Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego na Białoruś, gdzie prowadziła wykłady w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Połocku. W tym czasie często dojeżdżała do Wilna i w tamtejszych archiwach pracowała nad polonikami literackimi i historycznymi, które wykorzystywała w późniejszych publikacjach.

- Podczas moich pierwszych wizyt w Wilnie - wspomina pani Dora - poznałam dzielnych i ofiarnych polskich naukowców, którzy nie opuścili ojczystej ziemi, lecz świadomie wybrali drogę służenia ojczystej kulturze i nauce na tej straconej placówce. Jednym z nich był historyk sztuki, dr filozofii Jerzy Orda, wybitny znawca zabytków starego Wilna.

Razem z moskiewskimi historykami zajmującymi się dziejami Polski: Włodzimierzem Djakowem, Ilją Millerem i Olgą Morozową - Dora Kacnelson usiłowała wystarać się o emeryturę dla wileńskiego naukowca. Jednak dr Orda kategorycznie odmówił złożenia podania o uznanie nadanego mu przed wojną doktoratu. Powiedział, że o nic bolszewików prosić nie będzie. Pracował jako zwykły woźny w Archiwum Centralnym Litewskiej SSR. Ubrany w czarny fartuch nosił po schodach ciężkie teczki. Potajemnie pomagał polskim naukowcom w znalezieniu archiwaliów, ponieważ dyrekcja ukrywała katalogi. Za swoją mizerną pensję wychowywał żydowskiego chłopca, Wilhelma Józefa Zienowicza (Finka), uratowanego z getta przez polskie zakonnice.




Antysowiecka, nieprawomyślna

Owocem badań dr Kacnelson była rozprawa wydana w latach 90. w paryskiej "Kulturze", zatytułowana: "Polscy naukowcy Wilna i Lwowa pod okupacją sowiecką". Wydawca, Jerzy Giedroyć, ostrożnie jednak wykreślił określenie "okupacja sowiecka", umieszczając w to miejsce daty roczne.

W 1955 r. Dora Kacnelson wyszła za mąż za uniwersyteckiego kolegę, Rosjanina Aleksieja Jegorowa, który wrócił z sowieckich łagrów na Kołymie, gdzie spędził 10 lat za to, że jako żołnierz armii sowieckiej dostał się do niewoli niemieckiej. W 1961 r. otrzymała pracę w mieście Czyta na Syberii, gdzie przebywała 5 lat. Nie bacząc na mrozy - dochodzące do minus 50 stopni - wytrwała pani naukowiec systematycznie udawała się do Okręgowego Archiwum Męczeństwa i przeglądała katalogi, znajdując w nich wiele dokumentów dotyczących polskich powstańców. Każdy zesłaniec przyjeżdżał z kartą, na której znajdowały się: wyrok, dane osobowe, data przyjęcia do obozu itp. Było tam mnóstwo nazwisk księży, którzy zginęli na Syberii, jak np. ks. Jan Sierociński, zasieczony szpicrutami w Omsku w 1837 r. Temat katorżników został obszernie potraktowany w publikacjach pani docent. Nowy rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Czycie, wykładowca marksizmu-leninizmu Nikołaj Babin zarzucił jednak Dorze Kacnelson "antysowietyzm" - za poparcie protestu studentów, niesłusznie wyrzuconych z uczelni. Wtedy przeniosła się do Drohobycza, gdzie znowu została wyrzucona (1983 r.) z tamtejszej WSP, tym razem za to, że wbrew zakazowi sekretarza partii pojechała do Kijowa na IX Światowy Zjazd Slawistów.




Z pomocą potrzebującym

Od 10 lat pani Dora Kacnelson jest na emeryturze i nadal nie ma ani chwili wolnego czasu. Kontynuuje badania naukowe w oparciu o doskonałe archiwalia we Lwowie. Na podstawie tych i syberyjskich dokumentów wydała kilka rozpraw o kapłanach - męczennikach za wiarę i wolność, zwłaszcza o księżach-sybirakach: Piotrze Ściegiennym, Wincentym Kroczewskim, Tyburcym Pawłowskim.

- Również we Lwowie - opowiada - miałam szczęście poznać wspaniałych i pełnych ofiarności polskich naukowców, którzy świadomie wybrali pełną trudności i upokorzeń służbę Ojczyźnie i polskiej kulturze na Kresach Wschodnich. Byli to m.in. prof. Mieczysław Gembarowicz, światowej sławy teoretyk i historyk sztuk pięknych oraz dr filozofii Ludwik Grajewski, wybitny znawca zabytków i pamiątek Lwowa. Zaprzyjaźniłam się z nimi, doświadczając wielkiej życzliwości. Oprowadzali mnie po Lwowie, zapraszali do swoich skromnych mieszkań, pomagali w kwerendach archiwalnych. Miałam też zaszczyt poznać dzielnych obrońców kultury polskiej, bibliotekarzy Ossolineum: Jana Rogalę, Kazimierza Giebułkowskiego, Wacława Olazewicza i innych.

Pracę naukową i publicystyczną dr Kacnelson łączyła (i nadal łączy, mimo podeszłego wieku) z pomocą Żydom na Kresach oraz z działalnością oświatową i charytatywną w Towarzystwie Kultury Polskiej Ziemi Drohobyckiej. Wykładała literaturę polską w polskiej szkółce sobotniej. Odwiedzała polskie wsie, niosąc pomoc ubogim Polakom. Usiłowała załatwić kombatantom Wojska Polskiego z 1939 r. emerytury z Polski. Organizowała nauczanie języka polskiego dla dzieci, co więcej - polska Żydówka z Drohobycza wypraszała od Niemców pomoc finansową na żywność dla głodujących polskich dzieci na Kresach, o których rząd polski nie raczył pamiętać!

Popierała także działalność księży katolickich na ziemi lwowskiej, pisząc artykuły w prasie polskiej i zagranicznej o ogromie ich szlachetnej pracy. W artykule dla "Niedzieli" dr Kacnelson napisała m.in.: "Bardzo wielu Polaków pozostało na ziemi lwowskiej, tej strasznej placówce, rezygnując z repatriacji. Zostali przy swoich kościołach, grobach, na ziemi rodzinnej, obficie zroszonej krwią Orląt Lwowskich i bohaterów Armii Krajowej. Odwiedzając wioski ziemi drohobyckiej, położone ok. 100-150 km od Lwowa, pytałam Polaków, dlaczego nie odjechali do kraju razem z innymi, sąsiadami lub krewnymi. Nieżyjący już Józef Wałków ze wsi Sołońsk koło Drohobycza, człowiek samotny i prawie niewidomy, powiedział: 'Jak wszyscy wyjedziemy, zamkną nam ostatnie nasze kościoły'. Tu należy dodać, że Kościół katolicki na Kresach jest obecnie główną i niemal jedyną ostoją polskości. Tylko on dociera do zapadłych wiosek, zapomnianych przez Wspólnotę Polską oraz fundacje i stowarzyszenia w kraju.

Ale teraz zagrożone jest już nawet jedno z podstawowych ludzkich praw - prawo do modlitwy w języku ojczystym. 65-letnia Polka Maria Gabryś z małej wioski Zady jest córką Grzegorza Gabrysia, spalonego żywcem przez UPA w 1943 r. Ich dom także spalono, a ona tułała się po obcych ludziach, ciężko pracując. Kiedy skończyła 16 lat, przyniesiono jej z wiejskiej rady sowieckiej gotowy dowód osobisty z góry wyznaczoną narodowością... 'Ukrainka'! Tak wyglądała w rzeczywistości demografia i statystyka na Kresach. Na marginesie - kontynuuje dr Kacnelson - pragnę dodać, że w wielu pracach polskich historyków i socjologów zaniża się liczbę Polaków na Kresach, a przecież tylko na ziemi żytomierskiej mieszka 300 tys. polskich rodzin. Maria Gabryś na moje pytanie, dlaczego pozostała, kiedy jej brat wyjechał do kraju, odpowiedziała: 'Jak wszyscy wyjedziemy, cały świat powie, że nas tu nigdy nie było'".




Dwa narody - dwoje rodziców

Zawiązana już w najwcześniejszych latach życia przyjaźń z Polakami, z którymi na swoich Kresach była przecież "po sąsiedzku", poznanie martyrologii Polaków, spowodowały, że dr Kacnelson zawsze mierziły bezpodstawne ataki, zwłaszcza na Kresowiaków, których traktuje jak rodaków. Kiedy pytam, dlaczego lubi Polaków, uśmiecha się łagodnie i odpowiada: - Jeśli pytają dziecko, kogo kocha więcej: mamę czy tatę, zwykle mówi, że oboje tak samo. Ze mną jest podobnie. Wyrosłam i wychowałam się wśród dwóch narodów, żydowskiego i polskiego, które dały mi swoją tradycję, mentalność, kulturę; były dla mniej jak matka i ojciec, i oboje kocham równie mocno.




O oszczerstwach w sprawie Jedwabnego

Z dzieciństwa pani Dora pamięta wyjazdy z matką i siostrą, mającą słabe płuca, na wieś nieopodal Jedwabnego. Podkreśla serdeczność tamtych mieszkańców, powolnych nieco, spokojnych, łagodnych, którzy bardzo lubili swoje letniczki, chociaż wiedzieli, że są one Żydówkami, bo nie chodziły do kościoła.
- Ci ludzie nie spalili Żydów w Jedwabnem (za co Kwaśniewski bezzasadnie przepraszał), nie tylko dlatego, że nie mieli takiej siły militarnej, ale dlatego, że nigdy nie wykazywali tendencji do okrutnych zachowań - twierdzi pani doktor z absolutnym przekonaniem. - Niektórzy zresztą nawet narażali życie, pomagając Żydom ukryć się przed Niemcami. Uważam, że książka Grossa jest obłudna i nieuczciwa. A już szczególnie nie podoba mi się, że on jeździł do Polaków.

Sprawa oszczerczego atakowania Polski w związku z mordem w Jedwabnem bardzo poruszyła panią dr Kacnelson. - Pewnego razu spotkałam się w Warszawie z kilkoma mądrymi rabinami z USA. Pytali, czy ja jako Żydówka nie przesadzam z potępieniem postępowania Grossa - opowiada. - Powiedziałam wówczas, że wzniecanie nienawiści do Polaków jest sprzeczne z interesami szczególnie Ameryki. Polska wstąpiła do NATO i jej synowie gotowi są oddać nawet to, co najdroższe, swoje życie, przelać krew za Amerykę - zresztą już to czynili w Afganistanie. Ale Polacy są narodem honorowym i jeśli Amerykanie chcą, żeby przelewali krew w imię amerykańskich interesów, to muszą szanować Polaków, a nie ciągle ich oszczerczo oskarżać, że "mordowali Żydów" w czasie II wojny światowej, używać sformułowań "polskie obozy koncentracyjne", nazywać Polaków "narodem morderców" itp. - mówi pani Dora.

Tymczasem agresywna kampania antypolskich środowisk na Zachodzie nie ustaje. Wynika ona z ich nienawiści do niezależnego polskiego ducha, który wiódł Polaków na powstańcze barykady i spowodował, że to właśnie Polacy, jako pierwsi, obalili komunizm. Dziś te środowiska usiłują zdeptać "hardość" Polaków, ich poczucie honoru i godności narodowej, na szczęście jak dotąd bezskutecznie - tak pani Dora broni dobrego imienia Polski.

Pani doktor zawstydziłaby swoim patriotyzmem niejednego polskiego urzędnika MSZ. - Polacy nie uchylają się od obowiązku, jaki nakłada na nich uczestnictwo w NATO. Polacy byli z Amerykanami w Afganistanie, a przecież co może obchodzić Polskę daleki Afganistan? Po tej argumentacji - relacjonuje dalej pani Dora Kacnelson - mądrzy rabini z USA zgodzili się ze mną, że wzniecenie antypolonizmu jest głupotą i może mieć złe konsekwencje dla Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej.




Michnik, Tejchman, Widacki, Bartoszewski i inni

Gdy stwierdzam, że antypolonizm upowszechnia się, niestety, także u nas w kraju, pani docent oświadcza, że zna wielu Żydów, przyjaciół Polaków i zwolenników żydowsko-polskiego dialogu. Wymienia niedawno zmarłego Artura Leinwalda, autora licznych prac o Lwowie, m.in. o Polskich Orlętach; Szymona Aszkenazego, słynnego polskiego historyka, pochowanego na Głównym Cmentarzu Żydowskim w Warszawie; mówi, iż w Instytucie Kultury Żydowskiej na Tłomackiem jest "dużo przyjaciół Polaków".

No, cóż - powiedziałam do pani Dory - tylko że ja byłam w IKŻ na spotkaniu z Grossem. Salę wypełniali po brzegi niemal wyłącznie Żydzi (ponadto grupa Niemców) i tylko jedna Żydówka skrytykowała Grossa, reszta urządziła mu owację. Z kolei Żyd Michnik napisał przecież, że Polacy mordowali Żydów w czasie Powstania Warszawskiego. - Michnik - ripostuje pani docent - to dla mnie żaden Żyd! Do synagogi nie chodzi, nie jest związany z rabinami, po żydowsku mówić nie umie. Inspirują go elity polityczne, one mu na to pozwalają. To właśnie Władysław Bartoszewski jako minister spraw zagranicznych mianował na stanowisko ambasadora w Wilnie Eufemię Tejchman, która konsekwentnie oczerniała akowców, i zamiast - jako ambasador - bronić interesów kresowych Polaków, popierała wszelkie oszczerstwa litewskich szowinistów na temat Polaków.

Poprzedni ambasador Jan Widacki razem z Tejchmanową "broniąc", zniszczyli polski uniwersytet, który wilniacy z takim poświęceniem i wysiłkiem tworzyli - wylicza dr Kacnelson. - Chciałabym w tym momencie "pogratulować" tym osobom postępku równego postępkowi carskiego senatora Nowosilcowa, który zamknął uniwersytet, w którym studiował Mickiewicz - mówi z żalem. - Do wspomnianej grupy należy dołączyć jeszcze ówczesną premier Hannę Suchocką i ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego, którzy także nie wykazali chęci ratowania zagrożonego Uniwersytetu Polskiego, lecz wręcz przeciwnie - we wszystkim ustępowali Litwinom.




Uniwersytet upadł, prezydent nie pomógł

Na polskim uniwersytecie wykładali bezpłatnie koledzy pani Dory: prof. Eugeniusz Czaplejewicz, polonista z Warszawy, Zbigniew Łebno, prof. prawa międzynarodowego z Katowic (wysokiej klasy naukowiec, pochodzący ze starego kresowego rodu, podobnie jak jego żona Marta, z domu Świszczowska, której pradziadek, powstaniec z 1863 r., jest pochowany na Łyczakowie), który na własny koszt dojeżdżał do Wilna. Na skutek interwencji Polonii z zachodu polski uniwersytet wprawdzie nie został zamknięty, budynek i sale nie zostały jeszcze odebrane Polakom, ale Litwini - korzystając z przyzwolenia polskich "dyplomatów" - po cichu zabrali uniwersytetowi status wyższej uczelni, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Obecnie jest on już wyłącznie Studium Przygotowawczym dla młodych kresowiaków przed wstąpieniem na Uniwersytet Litewski lub uczelnie w kraju (jeśli się to uda).

- Polski prezydent nie stanął w obronie polskiego uniwersytetu w Wilnie - mówi z oburzeniem pani Dora. - Była to kompromitacja nawet za granicą. Niemieccy dziennikarze, z którymi spotkałam się w Berlinie, dziwili się: Litwa dyskryminuje polską uczelnię, wskazuje przeprowadzenie w polskich szkołach egzaminów maturalnych w języku litewskim, utrudnia Polakom utrzymanie swojej tożsamości, a prezydent Kwaśniewski interesuje się wyłącznie Litwinami, sprawą wejścia Litwy do NATO i UE, zupełnie zaś nie obchodzi go dramatyczny los Polaków kresowych. Nawiasem mówiąc, uważam, że dla UE to będą nowe, ogromne centra korupcji, biurokracji i walki o stołki. Toteż wmawianie młodzieży, że wejście do UE stworzy jej ogromną szansę, jest nieuczciwe. Kraje, które są w UE, mają już przecież swoje hektary slumsów, jak np. Portugalia - przekonuje dr Kacnelson.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:53, 04 Cze 2007    Temat postu:

Polaków zsyłają - Geremek milczy

Wymownym przykładem inercji władz polskich - które nie mają opracowanej żadnej polityki wobec Polaków na dawnych polskich Kresach Wschodnich - była sprawa (1999 r.) aresztowania przez Litwinów czterech Polaków i bezprawnego skazania ich na ciężkie roboty za to, że prosili o przyznanie rejonowi Solecznik na Wileńszczyźnie autonomii. Uzasadnienie prośby było logiczne. Na tym terenie, zamieszkałym w 90 proc. przez Polaków, obowiązuje wyłącznie język litewski - wszędzie: w szpitalach, urzędach, informacjach kolejowych i autobusowych, w biurach itd., co bardzo utrudnia życie ludziom, zwłaszcza starym rolnikom, którzy nie zdołali się nauczyć litewskiego. Autonomia pozwoliłaby przynajmniej na dwujęzyczność, co ułatwiłoby załatwić sprawy, ponadto przyczyniłoby się do rozwoju oświaty i kultury ojczystej na Wileńszczyźnie.

Prośba czterech Polaków oburzyła jednak Litwinów (chociaż ich mniejszość w Polsce ma dofinansowanie i przywileje z reguły lepsze niż polska społeczność) i szybko rozprawili się z nimi, wysyłając ich do obozu pracy przymusowej. Ta niesprawiedliwość nie spotkała się z żadną reakcją ze strony rządu w Warszawie, mimo iż było to ewidentne naruszenie praw człowieka. Minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek nie przejął się niesłusznym ukaraniem Polaków. Polskie MSZ nie stanęło w obronie rodaków, jak czynią władze wszystkich cywilizowanych państw świata. Jedynie prezes Wspólnoty Polskiej Andrzej Stelmachowski pojechał do Wilna i w tamtejszym sądzie oświadczył: "Wy, Litwini, robicie u siebie stalinowskie łagry dla zastraszenia Polaków".

Skuteczną akcję w obronie uwięzionych podjęła doc. Kacnelson. Przygotowała list protestacyjny i zebrała 40 podpisów dziennikarzy z międzynarodowego forum Dziennikarze Polonii Świata, które obradowało wówczas w Tarnowie. Dokument trafił do sejmu litewskiego. Zrobił się skandal. Polacy zostali uwolnieni, ale... żeby było śmieszniej (jak powiedział pani docent jeden z polskich dziennikarzy w Wilnie), prezydent Litwy "dobił targu", stawiając polskim skazańcom warunek: "Uwolnię was, lecz pod warunkiem, że napiszecie, iż całkowicie popieracie wejście Litwy do NATO". Podpisali, w końcu woleli to niż wyrąbywanie drzew w lesie.




Mogliśmy odzyskać Kresy?

Podczas niedawnego wystąpienia w Galerii Porczyńskich, pani Dora Kacnelson oświadczyła, że na początku pieriestrojki odzyskanie Kresów Wschodnich było po prostu w zasięgu ręki. Kiedy bowiem Związek Sowiecki zaczął się rozpadać, w rosyjskich stacjach radiowych i TV wystąpił wojewoda petersburski, prof. prawa międzynarodowego Anatol Sobczak (pani docent była wówczas u siostry w Petersburgu i słuchała tego wystąpienia) i stwierdził, iż zgodnie z prawem międzynarodowym, jeśli federacja kilku zjednoczonych krajów rozpada się, terytoria, które dołączono później, mają prawo wrócić do ich poprzedniego statusu.

Gorbaczow - według słów dr Kacnelson - chciał Polsce oddać: Lwów, Wilno, Stanisławów, Grodno, Tarnopol, ale już wówczas - utrzymuje pani Dora - polscy politycy na sposób lokajski podlizywali się Ukraińcom i Litwinom.

- Nie wiadomo, co stałoby się wówczas z naszymi Ziemiami Odzyskanymi - wyraziłam swoją wątpliwość. Pani docent uporczywie stwierdza jednak, że odzyskanie Kresów byłoby wielką szansą, a jej niewykorzystanie oznaczało stratę także dla społeczności ukraińskiej. Ukraińcy bowiem w większości też chcieli przyłączenia do Polski, bo gdyby Ukraina Zachodnia została przyłączona, mieliby w niej oparcie, a już przynajmniej nie głodowaliby. Tymczasem w wyniku antypatriotycznej polityki przepraszania i ukłonów, kontynuowanej przez kolejne rządy w Polsce, Kresy są zaniedbane, poniżane i w brutalny sposób dyskryminowane.

- Społeczność ukraińska lubi Polskę - uważa dr Kacnelson. - Mnóstwo ludzi uczy się polskiego, czyta polskie gazety. Ślepemu Polakowi Józefowi Wałków w Sołońsku koło Drohobycza ukraińscy sąsiedzi przynosili chleb i mleko. Nie ma nienawiści wśród tzw. przeciętnych ludzi, jest wśród nacjonalistycznych elit.




Przeprosiny za "Wisłę" i "kombatanci" UPA

Obojętność polskich władz wobec tego, co wyprawiali z Polakami upowcy w czasach okupacji niemieckiej, sprawia, że zaczynają oni znowu podnosić głowy. Na Ukrainie stawiane są pomniki ukraińskiego terrorysty Stepana Bandery; nie ma też miasta, w którym by nie było ulicy poświęconej banderowcom lub tablic pamiątkowych traktujących ich jak bohaterów. Ostatnio ukraińscy bandyci z OUN i UPA żądają dla siebie emerytur i przywilejów kombatanckich - tu i ówdzie, lokalnie już je mają - żądają także ich pełnej rehabilitacji. A przecież ci zbrodniarze wymordowali dziesiątki tysięcy Polaków, w tym część Żydów na Wołyniu i w Galicji, oraz 40 tys. swoich rodaków. Polski rząd natomiast przeprasza ich za to, że Polacy ośmielali się bronić przed straszliwymi rzeziami oraz za akcję "Wisła", która miała powstrzymać te rzezie... Doktor Kacnelson przestrzega przed groźbą odradzania się banderowców.





Banderowcy i ich poplecznicy

Ukraiński szowinizm przybiera na sile, ponieważ ma poparcie antypolskich środowisk w USA oraz polskiego rządu i sympatyków banderowców w kraju. Czy to nie skandal na przykład, że na konferencję polsko-ukraińską w Krasiczynie 19 IV br. zaproszeni zostali poza Ukraińcami niemal wyłącznie ci polscy profesorowie, politycy, dziennikarze, którzy wybielają zbrodnie ukraińskie i oskarżają AK? Czy to nie skandal, że nie zaproszono na nią np. Ewy i Wacława Siemaszków, autorów doskonale udokumentowanej książki "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945", i że drzwi konferencji zamknięto także przed prof. Szawłowskim? Czy nie jest skandalem, że w tej sytuacji prezydent Kwaśniewski przysłał depeszę z serdecznymi pozdrowieniami dla uczestników konferencji i znowu przeprosił za akcję "Wisła"?!

- Odwiedziłam kiedyś rodziny ukraińskie zesłane w czasie akcji "Wisła" na Ukrainę Zachodnią we wsi Słońsk, m.in. małżeństwo Annę i Stefana Harenzów. Żyją sobie doskonale. Mają piękny dom, ogród, dwie krowy, pole. Rozmawiali ze mną po polsku. I nikt im nie wykłuwał oczu, nie piłował ich żywcem, nie palił. Dlaczego więc Kwaśniewski ciągle przeprasza?! - irytuje się pani Dora. - A kto przeprosi za bestialsko pomordowanych Polaków? Za dzieci, którym banderowcy przybijali języczki do stołów, za wykłute oczy i palenie żywcem? Napisałam o tym pracę pt. "Jeszcze stoi na wpół spalona stodoła" - dotyczyła ona wsi Zady, 15 km od Drohobycza, gdzie fragment tej poczerniałej stodoły rzeczywiście jeszcze stoi. W niej właśnie w 1943 r. ukraińscy bandyci żywcem spalili Polaków. Banderowcy chodzili wówczas od podwórka do podwórka, Polaków mordowali, a jeśli spotkali Ukraińca, mówili: "Chodź z nami rżnąć". Jeden z zaczepionych, Fiekieta, odmówił: "Nie pójdę 'riezaty', bo żona w szpitalu, a ja muszę się zająć małymi dziećmi". Zastrzelili go na miejscu. Kiedy padał, przydusił małą córeczkę, którą trzymał na ręku. Przeżyła, ale dzisiaj nadal ciężko choruje na kręgosłup. W tej samej wsi mieszka Polka Maria Gabryś, której ojca Grzegorza spalili upowcy. Nosi ona jedzenie tej chorej Ukraince, której ojca zastrzelili ukraińscy bandyci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hagart
Administrator



Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pon 10:54, 04 Cze 2007    Temat postu:

Adwokaci katów

Pani doktor Kacnelson z przykrością konstatuje, że banderowcy mają w Polsce wielu adwokatów. I tak np. prof. Władysław Serczyk, wykładowca najpierw na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem na Uniwersytecie w Białymstoku, a obecnie w Rzeszowskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej, uporczywie ich wybiela. W 1997 r. prof. Serczyk przemawiał na Polsko-Ukraińskiej Konferencji w Krakowie i zarzucił AK, że czyniła "to samo, co banderowcy". Kiedy nikt nie zareagował, prof. Kacnelson wstała i powiedziała: "Czy nie zakrawa na ironię fakt, że oto ja, Żydówka, przyjechałam do Krakowa aż z Drohobycza, żeby bronić polskiej AK przed oszczerstwami polskich panów profesorów?". Inny wykładowca z UJ, który uczy naszą młodzież, Grzegorz Mazur, obronił rozprawę habilitacyjną o AK na Uniwersytecie Jagiellońskim i w tej pracy przyrównywał AK do banderowców ukraińskich. "Szacowne gremium" profesorów UJ zaakceptowało tę pracę. - Dzięki Bogu - zauważyła pani Dora - że nie mam wnuków, bo nie chciałabym, żeby tacy profesorowie ich uczyli.





Patriotyzm: drażliwy temat

Kiedy dr Kacnelson usiłowała wydrukować reportaż z ziemi lwowskiej "Jeszcze stoi na wpół spalona stodoła" o bestialstwach ukraińskich, nagrodzony za "śmiałość tematu" na konkursie zorganizowanym przez Międzynarodowe Forum, Dziennikarze Polonijni Świata, żadne z pism, do których się zwróciła, nie chciało opublikować artykułu, uzasadniając, iż jest to "drażliwy temat" (sic!).

Pani docent Dora Kacnelson nie załamuje się jednak i nadal odważnie walczy o prawdę. Kiedy na Konferencji Polsko-Ukraińskiej prof. Mazur powtórzył oszczerstwa pod adresem AK, a ona pozwoliła sobie je zdemaskować, Mazur zwrócił się do organizatorki konferencji Teresy Stanek (zresztą gorącej patriotki, córki bohaterskiego płk. Jana Stanka) i powiedział ze złością: "Po co pani wpuściła na salę tę zwariowaną staruszkę?".




Grażyna Dziedzińska

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Video-Lux
Administrator



Dołączył: 18 Maj 2007
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Koszalin

PostWysłany: Pią 10:26, 08 Lut 2008    Temat postu:

Cytat:

Film DVD dla Ciebie

Na filmie dvd (28 minut w formacie ekranowym 16:9)
niesamowita historia ludzi i cudownego obrazu
Matki Boskiej Łaskawej z Tartakowa k/Sokala w woj. Lwowskim.




Zamówienia proszę składać pod adresem:

[link widoczny dla zalogowanych]

lub telefonicznie:

94-340-60-06

Koszt 1 płyty DVD = 20 zł wraz z kosztami wysyłki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ela
Gość






PostWysłany: Śro 12:25, 23 Kwi 2008    Temat postu:

Czy Was rodzina po wyjezdzie z kraju traktowala jak dojna krowe?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
krzysztof0401
Gość






PostWysłany: Pią 17:12, 03 Lip 2009    Temat postu: historia....

Spotkałem się z przypadkiem, gdzie mój dobry znajomy, nieżyjący już niestety p. Kruk, chciał opublikować opis napadu zwyrodniałych hord upowskich na śpiącą miejscowość na podkarpaciu, Wiązownię, pow. Jarosław. Mówił mi o tym jak próbował skontaktować się z kimś z jednej z "poczytnych" czasopism. Oczywiście odmówiono mu, a po jakimś czasie miał wizytę "obcych" z nie polskim akcentem. Oto Polska właśnie.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sokal - historia i dzień dzisiejszy miasta i rejonu Strona Główna -> Historia i dzień dzisiejszy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin